- Jas, kiedy idziemy? - spytała z trudem się opanowując.
- Już... Matko moja! Co się stało? - zapytał gdy zobaczył wyraz jej twarzy.
- Lawel się stał.
Trener zrobił niezdecydowaną minę. Znał Lawela, a nawet go lubił, ale wiedział jak potraktował Leę.
- Nic więcej się nie stało oprócz tego że go skopałam. Chociaż może to był błąd...może lepiej byłoby przywiązać go do słupa i strzelać... - zamyśliła się.
Jason nie był pewien co powinien powiedzieć. Wiedział że zdenerwowana Lea jest zdolna do wielu nie odpowiedzialnych rzeczy.
- Dobra - powiedział po chwili. - zakładaj ochraniacz, bierz łuk i idziemy.
Dziewczyna weszła do składu. Sięgnęła na najwyższą półkę. Od zawsze chowała tam ulubiony łuk, zaznaczony specjalnie granatową tasiemką. Po pierwszych wygranych zawodach dostała jeszcze kołczan i starzały z błękitno-srebrnymi lotkami. Wyszli na dziedziniec, ale ku zdziwieniu Lei poszli w stronę innego, niższego budynku, zamiast na strzelnicę polową. Zwykle ćwiczyła tam gdy padał deszcz, ale tym razem świecił piękne słońce, a wiatru właściwie nie było.
Weszli do niskiego, ale szerokiego na wszystkie strony, pomieszczenia. Dziewczyna miała już za sobą strzelanie do jednej tarczy - teraz trener zmuszał ją do ćwiczenia na trzech, każdej w innej odległości.
- Jaki dystans dzisiaj? - zapytała
- 45, 60, 30 - opowiedział Jason
- Czemu w budynku? Jest idealna pogoda.
- Dopiero zaczynasz strzelać do trójki z której wszystkie tarcze są od siebie oddalone aż tak bardzo. Musisz poćwiczyć, a szczerze mówiąc wolałbym żebyś nie trafiła np. w mój samochód.
- Wiem że go lubisz. Nie śmiałabym go nawet drasnąć. - powiedziała niewinnie.
- Dobra, dobra - mruknął - nie gadaj, tylko strzelaj.
Dziewczyna wycelowała i puściła strzałę, kolejną i jeszcze następną. Powtórzyła serię jeszcze 2 razy, co turę zmieniając kolory lotek przy strzałach, z którymi kosz stał obok niej.
Jason podszedł do tarcz, po czym zawołał do siebie dziewczynę.
- Od której strony zaczęłaś?
- Od lewej. 45 prawda?
- Prawda.Zobacz, tutaj wszystkie trzy strzały trafiły prawie w to samo miejsce. Z 60 też nie jest najgorzej, ale 30? Przecież to krótki dystans. Co się dzieje?
- Nie wiem - opowiedziała spuszczając głowę.
- Lea skup się. - powiedział spokojnym, delikatnym tonem, ściskając ją jednak mocno za ramię. - Powiedz mi o czym myślisz gdy strzelasz?
- O różnych miłych rzeczach. O wakacjach, o miękkiej poduszce...
- Błąd. Jak o tym myślisz, zatracasz się w marzeniach. Czego się boisz?
- Jednorożców. Są takie wesołe... - zaśmiała się, ale wzrok Jasona mówił, że nie czas na żarty.
- Może jednak jest coś jeszcze oprócz przerażających, uśmiechniętych kucyków?
- Chyba tylko pająki, ale wyłączne te włochate i jedynie gdy pojawiają się nagle na mojej nodze.
- To może inaczej. Co byś zdobiła gdyby ktoś próbował cię zabić? - popatrzyła na niego jak na kogoś kto postradał zmysły.
- Zabić? Mnie? Dla czego?
- Bo jesteś na wojnie.
- Jakiej wojnie? Kto z kim walczy? I o co jeśli można wiedzieć?
- Nie wiem.
- To po co mam coś robić?
- Bo cię zabiją! - warknął
- Kto taki?
- Ludzie - wycedził przez zaciśnięte zęby. - wyobraź sobie że biegnie. a ciebie kilka osób, powiedzmy że rycerz z zardzewiałym mieczem, topornik w rozmiarze szafy trzy drzwiowej i łucznik. Łucznik ma słabą broń i jest blisko. pozostali dwaj biegną i są nieco dalej.
- Czyli muszę trafić w każdego?
- Nie trafić, tylko zabić. Tak teoretycznie. Może inaczej... Wyobraź ich sobie. Trzy wielkoludy biegnące a twoją stronę, jest środek bitwy. Trójka którą widzisz jest straszna, zabijają wszystko co się rusza. - Lea patrzyła bez większego zainteresowania. Jason pomyślał że musi ją czymś przestraszyć. Nie mówiła tego ale znał kogoś o kogo się bała - przed chwilą mało nie zabili Diny.
Oczy dziewczyny zwęziły się nienaturalnie. Jason nie musiał nic więcej mówić. Lea wypuściła dwie strzały bez wahania. Przed trzecią zrobiła minimalną przerwę i bezbłędnie trafiła do celu.
- Widzisz? Wreszcie zrozumiałaś. Przepraszam że wspomniałem o Dinie ale...
- Nie ma problemu, wiem o co chodzi. Muszę strzelać dla czegoś konkretnego, nie tylko dla sportu.
- Dobra motywacja zawsze działa.
Przez następne trzy godziny Jason zmieniał układ tarcz tak, żeby Lea za każdym razem musiała się bardziej starać.
Zaczynam kochać twojego bloga <3
OdpowiedzUsuń^_^
OdpowiedzUsuńŚwietne <3
OdpowiedzUsuń