piątek, 14 lutego 2014

Rozdział III



 - Już wstałaś? - zdziwił się Alex - zwykle musieliśmy nastawiać kilkanaście budzików, żeby zwlec cię z łóżka.
 - Serio? Nigdy nie słyszałam - zdziwiła się Lea - najczęściej budził mnie jeden.
 - Tak. Ten ostatni. Co się stało, że wstałaś tak wcześnie?
 - Nie wiem. Może to przez Lawela...
 - Co? Co znowu zrobił?
 - Spotkaliśmy się wczoraj w autobusie, jak jechałam na trening. Chciał "pogadać".
 - Acha... - Alex zmarszczył brwi, a w jego wydaniu nigdy nie znaczyło to czegoś dobrego - a tak na prawdę czego chciał?
 - Widział swoją kochaną Jenny z innym gościem i uświadomił sobie, że woli mnie. Zaczął przepraszać, stwierdził. że wie jak się czułam gdy mnie zostawił... Scena idealnie z jakiegoś serialu. Olałam go i poszłam do trenera. Później przyszedł do mnie do szatni. - brat dziewczyny wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby - Wparował dokładnie w chwili gdy zdjęłam koszulkę. Najpierw znowu mnie przepraszał, później oczywiście mnie pocałował, a że to Lawel, miał ochotę na coś ciekawszego. Po prostu wykopałam go za drzwi.
 - Auć... Znając ciebie to pewnie dosłownie.
 - Żebyś wiedział - zaśmiała się.
 - Jadłaś już coś?
 - Nie. Czekałam na was.
 - To nie najlepszy pomysł - stwierdził - Jest dopiero 6 a rodzice wstaną najwcześniej za godzinę. Co dzisiaj chciałabyś zjeść?
 - Hmm... może sushi, albo koreczki z łososia z kawiorem - chłopak popatrzył na nią spode łba.
 - Restauracja oferuje jedynie płatki z mlekiem, jajecznicę na bekonie lub kanapki z masłem orzechowym i galaretką.
 - Niech będzie jajecznica. Ale bekon ma być przypieczony. Nie lubię jak jest dziwnie miękki.
 - Jak jej wysokość sobie życzy - uraczył ją kpiącym ukłonem na co oboje wybuchli gromkim śmiechem.
 Kłótnie? Owszem, ale to po szkole, rano natomiast oboje mieli w miarę dobre humory i nie chcieli ich sobie nawzajem psuć.
 Patrzyła uważnie jak jej brat męczy się przy kuchence od czasu do czasu rzucając jakąś kąśliwą uwagę typu "dodaj soli" albo "tylko nie przypal". Wreszcie chłopak nie wytrzymał i zamiast odburkiwać coś pod nosem odwrócił się do siostry.
 - Wiem że umiesz gotować wiele na prawdę smacznych potraw, ale uwierz mi, nie jestem aż tak głupi na jakiego wyglądam - w tej samej chwili pożałował ostatnich kilku słów.
 - Jesteś tego pewien? Jakoś dotychczas tego nie zauważyłam.
 - A jednak - odpowiedział wymijająco po czym wrócił do mieszania w patelni - powiedziałem że umiem zrobić śniadanie więc daj mi się wykazać.
 Alex niedawno skończył 19 lat. Lea miała nieco ponad 16, ale bel problemu pokonywała go w przepychankach słownych. Wcale mu się to nie podobało, ale co poradzić? Była lepsza i tyle.
 - Posiłek podano - powiedział i odkładając talerz ukłonił się nisko.
 - Dziękuję, dobry człowieku - oboje zaśmiali się głośno
 Zjedli razem w luźnej atmosferze, co nie umknęło uwadze ich rodziców.
 - Zrobiliście coś głupiego, czy któreś z was ma urodziny? - zapytał podejrzliwie profesor w piżamie.
 - Nie tato, po prostu mamy dobry humor. - sprostowała Lea.
 - Acha... już się boję. - mruknął po czym poszedł z powrotem na wyższe piętro, żeby zamienić granatowy szlafrok na standardowy biały kitel.
 - Myślisz o tym samym co ja? - zapytał Alex
 - Jeżeli poszedł się ubrać, to lepiej znikajmy. Zawsze kiedy zrobimy coś odbiegającego od normy, określa to mianem "ciekawego zjawiska naukowego" i za wszelką cenę próbuje to zbadać.
 - Pakujemy się i znikamy? - zaproponował chłopak
 - Wiesz? Właśnie wpadłeś na genialny pomysł.
 Wstali i pobiegli do swoich pokoi. Gdy Lea zeszła na dół Alex już czekał przy drzwiach.
 - Co tak długo?
 - Musiałam się uczesać.
 - No tak, ile razy widzisz lustro, musisz się w nim przejrzeć...
 - A co ty myślałeś? Jestem dziewczyną, tak? A dzięki temu mam parę dodatkowych praw, między innymi prawo do przeglądania się w każdym lustrze.
 - Niech ci będzie - odpowiedział przewracając oczami.
 - Już idziecie? - zapytał zdziwiony schodząc ze schodów - A już chciałem się dowiedzieć co tak nadzwyczajnego się stało.
 - Nic takiego. Musimy już iść. Cześć. - Lea uśmiechnęła się radośnie i wyszła z domu. Alex stał jakiś czas przy drzwiach nie wiedząc co zrobić.
 - Wiesz - odezwał się w końcu - ja chyba też już pójdę.
 - Skoro chcesz. Do zobaczenia później.
 Chłopak kiwnął głową po czym odwrócił się i dołączył do siostry.
 - Nie uważasz że on ma ostatnio trochę za dużo czasu? - zapytał Alex gdy szli do szkoły.
 - Tylko ramo. Później pracuje w laboratorium do późnej nocy.
 - A nad czym?
 - Nad jakąś maszyną. Chcesz to możesz go zapytać, odpowie ci na pewno.
 - Tak, a przy okazji odpowie na milion pytań których nigdy nie zadałem.
 - Co w tym złego? Najważniejsze że z nami rozmawia, a nie tak jak ojciec Alicji.
 - Niby racja... - powiedział po czym zapanowała cisza.
 - Co masz pierwsze? - zapytała Lea.
 - Historię z Kulą.
 - Uuu... współczuję. Ja mam Rogera.
 - Szczęściara! To najlepszy nauczyciel świata!
 - Wiem - uśmiechnęła się szeroko - na początku roku wycieczki, teraz filmy, które jeszcze dodatkowo genialnie tłumaczy.
 W szkole byli długo przed dzwonkiem. Każde poszło w swoją stronę - Alex na boisko, a Lea usiadła na parapecie przy swojej sali i czekała.
 - Lee! - krzyknął chłopak z końca korytarza - Słyszałem o Lawelu. Kłaniam się nisko i jestem pod wrażenie..
 - Dzięki Max - powiedziała gdy zbliżył się na odległość z której mogła mówić normalnie.
 - Nigdy nie widziałem go tak rozkojarzonego. Mówię do niego a ten nie rozumie o co chodzi.
 - Przywalił głową w ścianę, to raczej zrozumiałe.
 - Jeszcze raz gratuluję.
 - Siedź już cicho, nie chcę pamiętać o Lawelu ani niczym, co jest z nim związane.
 - Raczej dzisiaj nie masz na to szans. Większość ludzi w szkole wie, że trenujesz, ale nic nie zmieni faktu, że dziewczyna pobiła chłopaka.
 - Na treningach to normalne.
 - Ale nie w szkole. Tutaj jest to spore widowisko.
 - Nie będę żadnym widowiskiem! - stwierdziła i zasłoniła się torbą.
 - I tak cię widać. - zaśmiał się.
 - Trudno - warknęła.
 Lekcje jak zwykle były nudne. Jedynym urozmaiceniem czasu były miny Rity która przedrzeźniała nauczycieli. Od początku roku robiła właściwie to samo, ale i tak za każdym razem udawało się jej rozśmieszyć całe towarzystwo.
 Ostatnia lekcja - geografia, została odwołana z powodu wycieczki, więc Lea miała dodatkową godzinę wolnego. Właściwie nie wiedziała co robić. Zwykle miała czas tylko na przedostanie się z miejsca na miejsce, bez zbędnego marnowania. Usiadła na murku przed szkołą i wyciągnęła z torby MP4. Znowu to samo - pomyślała. Zawsze zastanawiało ją jak to możliwe że równo je obwiązuje, a one i tak zawsze są potwornie zaplątane. Włożyła słuchawki do uszu i odłączyła się od świata. Nie lubiła słuchać pojedynczych, wyrwanych z całości piosenek. Zawsze słuchała całego albumu od początku do końca. W ten sposób tworzył całość i nie była to już tylko jakaś tam piosenka.
 - Lea! - usłyszała cichy stłumiony pomiędzy kolejnymi uderzeniami pałeczek o bębny perkusji, po czym zobaczyła wściekły wyraz twarzy stojącej przed nią dziewczyny.
 - Mówiłaś coś? - spytała wyłączając muzykę.
 - W tych nausznikach nic do ciebie nie dociera - odparła z oburzeniem Rita
 - To są słuchawki, a nie nauszniki - kretynko - dodała w myślach - Chcesz czegoś?
 - Tak. Masz zrobione zadanie na jutro? Za nic nie zrozumiem matmy.
 - Lekcje się dopiero skończyły. Chyba nie sądzisz, że teraz siedziałam i obmyślałam rozwiązania? Chyba muszę się zbierać – dodała po chwili zakładając torbę na ramię – cześć.
 Ta dziewczyna zawsze musi mi przerywać – pomyślała, znów założyła słuchawki i włączyła listę od początku.
 Autobus miała dopiero za pół godziny wiec stwierdziła że przejdzie część przystanków na piechotę. Nie chciała znowu spotkać jakiejś gaduły która musi zadać jakieś bardzo ważne pytanie.

piątek, 20 grudnia 2013

Wesołych Świąt! <3

To tak z okazji świąt lekkie przeniesienie w akcji

Lea powiesiła na gałązce ostatnie ciastko po czym wstała żeby obejżeć swoje dzieło. Choinka była piękna - na najwyższych gałązkach plonęły maleńkie świeczuszki, a na niższych wisiały ciastka i inne łakocie. Pierwszy raz obchodziła święta w ten sposób - z dala od domu, rodziny i znajomych, ozdabiając choinkę i dobrze się bawiąc. Zazwyczaj po prostu przychodziła na uroczystą kolację którą rodzice zamawiali w eleganckiej restauracji. Od jakiegoś czasu próbowała ich namówić do przygotowywyania ciast i posiłków samodzielnie, ale zawzze mieli za mało czasu i plany spełzały na niczym.
O świcie Kevin przyniósł świerzo ścięte drzewko a ona wraz z Jedem, Brenną i Lucy zanęła się jej ozdabianiem. Większość dna spędziła jednak w kuchni. Dzieci zaczęły się po jakimś czasie nudzić, więc podbiegały do lady, brały troszkę mąki, składały rączki i robiłu jedno wielkie puff, przez co biały proszek lądował na włosach i ubraniu Lei. Po jakimś czasie pani domu straciła już cierpliwość i skarciła całą trójkę wzrokiem. Dobrze wiedzieli, że mama żatruje, ale i tak uciekali w popłochu przed kobietą z wałkiem.
Gdy nastał wieczór i wszystko było już przygotowane, domownicy szybko przebrali się w ładniejsze ubrania i usiedli do stołu. Części potraw Lea nigdy wcześniej nie widziała, inne były nowe dla rodziny Jeffreya, jednak wszystkim bardzo smakowała, przygotowana wspólnymi siłami kolacja. Później zaczęli śpiewać kolendopodobne piosenki. Dziewczyna nie znała tekstu, więc słuchała z zainteresowaniem.
- Nigdy wcześniej nie słyszałam tych piosenek.
- Tutaj każdy zna je od dzieciństwa.
- U mnie w domu śpiewaliśmy inne.
Pomyślała że "inne" mało im powie, więc zaśpiewała "cichą noc". Dzieci słuchały z otwartymi buziam. Cisza jaka zapadła lekko speszyła dziewczynę, a niespodziewane pojawienie się Kevina jeszcze pogorszyło sprawę. Dokończyła dzielnie ostatnią zwrotkę, ale i tak była cała czerwona.
- Ślicznie śpiewasz - powiedział chłopak
- Nie przesadzaj!
- Nie przesadzam - uśmiechnął się szeroko - mam coś dla ciebie - powiedział po czym podał jej dziwnie dużą paczkę.
- Ale ja nic...
- Cieszę się że jesteś, więcej niczego nie potrzebuję.
- Dziękuję Kevin. - powiedziała i mocno przytuliła chłopaka razem z pakunkiem.
- Nie otworzysz?
Lea uśmiechnęła się szeroko i przyjżała się czemuś co miała właśnie otworzyć. Paczka była obwiązana zwykłym sznurkiem wokół szarego materiału. Była miękka. Rozwiązała supeł i jej oczom ukazał się błękitny materiał.
- Kevin... - mruknęła
- Przymierz. Jak będzie źle, to krawiec poprawi.
Wytrzeszczyla oczy - trzymała byćmoże jeden z największych wydatków tego chłopaka. Jakiś czas temu Kevin stwierdził że dziwnie wygląda w zimie w bluzie, ale nie sądziła, że dostanie od niego ciepły płaszcz.
- Ale ja nie...
- Załóż go wreszcie!
Zażuciła płaszcz na plecy - leżał idealnie. Sięgał jej nieco powyżej kolan. Wewnętrzna strona pokryta była jakimś cieplejszym, miękkim materiałem. Po zewnętrznej stronie zdibiły go delikatne wzorki i kilka dużych złotawych guzików.
- Kevin nie mogę. To jest za dużo.
- Wcale nie jest. Nikt nie dał nam tyle co ty w ciągu kilku miesięcy. Od bardzo dawna nie mieliśmy takich świąt. Dzięki tobie wszyscy mamy pełniejsze stoły, piękniejsze i pyszniejsze ozdoby na choinkach, w tym roku każdy może powiedzieć, że bardzo dużo pieniędzy ma na zapas.
- To prezent właściwie od nas wszystkich - powiedział wreszcie Jeffray - ale to pomysł Kevina. Wszyscy chcieliśmy podziękować za tegoroczną pomoc, zwłaszcza za ten pomysł ze sklepem z ciastami. Bez ciebie by tego nie było.
- To ja powinnam wam dziękować. Zajmujecie się mną mimo, że wcale nie musicie, nikt wam nie kazał, do niczego nie zmuszał. Gdyby ne Jeffray, a później Kevin nie byłoby mnie wśród żywych.
- Ale jesteś i bardzo się z tego cieszę - powiedział chłopak i mocno ją przytulił.
Te święta są wyjątkowo piękne - pomyślała...

I Wam też życzę takich świąt - w pięknej atmosferze, z ogromną choinką, niestety nie białych, ale najpiękniejszych ze wszystkich jakie przeżyliście. Cudownych prezentów, radości i spełnienia marzeń.

Lee <3

środa, 11 grudnia 2013

Rozdział II

- Jas, kiedy idziemy? - spytała z trudem się opanowując.
- Już... Matko moja! Co się stało? - zapytał gdy zobaczył wyraz jej twarzy.
- Lawel się stał.
Trener zrobił niezdecydowaną minę. Znał Lawela, a nawet go lubił, ale wiedział jak potraktował Leę.
- Nic więcej się nie stało oprócz tego że go skopałam. Chociaż może to był błąd...może lepiej byłoby przywiązać go do słupa i strzelać... - zamyśliła się.
Jason  nie był pewien co powinien powiedzieć. Wiedział że zdenerwowana Lea jest zdolna do wielu nie odpowiedzialnych rzeczy.
- Dobra - powiedział po chwili. - zakładaj ochraniacz, bierz łuk i idziemy.
Dziewczyna weszła do składu. Sięgnęła na najwyższą półkę. Od zawsze chowała tam ulubiony łuk, zaznaczony specjalnie granatową tasiemką. Po pierwszych wygranych zawodach dostała jeszcze kołczan i starzały z błękitno-srebrnymi lotkami. Wyszli na dziedziniec, ale ku zdziwieniu Lei poszli w stronę innego, niższego budynku, zamiast na strzelnicę polową. Zwykle ćwiczyła tam gdy padał deszcz, ale tym razem świecił piękne słońce, a wiatru właściwie nie było.
Weszli do niskiego, ale szerokiego na wszystkie strony, pomieszczenia. Dziewczyna miała już za sobą strzelanie do jednej tarczy - teraz trener zmuszał ją do ćwiczenia na trzech, każdej w innej odległości.
- Jaki dystans dzisiaj? - zapytała
- 45, 60, 30 - opowiedział Jason
- Czemu w budynku? Jest idealna pogoda.
- Dopiero zaczynasz strzelać do trójki z której wszystkie tarcze są od siebie oddalone aż tak bardzo. Musisz poćwiczyć, a szczerze mówiąc wolałbym żebyś nie trafiła np. w mój samochód.
- Wiem że go lubisz. Nie śmiałabym go nawet drasnąć. - powiedziała niewinnie.
- Dobra, dobra - mruknął - nie gadaj, tylko strzelaj.
Dziewczyna wycelowała i puściła strzałę, kolejną i jeszcze następną. Powtórzyła serię jeszcze 2 razy, co turę zmieniając kolory lotek przy strzałach,  z którymi kosz stał obok niej.
Jason podszedł do tarcz, po czym zawołał do siebie dziewczynę.
- Od której strony zaczęłaś?
- Od lewej. 45 prawda?
- Prawda.Zobacz, tutaj wszystkie trzy strzały trafiły prawie w to samo miejsce. Z 60 też nie jest najgorzej, ale 30? Przecież to krótki dystans. Co się dzieje?
- Nie wiem - opowiedziała spuszczając głowę.
- Lea skup się. - powiedział spokojnym, delikatnym tonem, ściskając ją jednak mocno za ramię. - Powiedz mi o czym myślisz gdy strzelasz?
- O różnych miłych rzeczach. O wakacjach, o miękkiej poduszce...
- Błąd. Jak o tym myślisz, zatracasz się w marzeniach. Czego się boisz?
- Jednorożców. Są takie wesołe... - zaśmiała się, ale wzrok Jasona mówił, że nie czas na żarty.
- Może jednak jest coś jeszcze oprócz przerażających, uśmiechniętych kucyków?
- Chyba tylko pająki, ale wyłączne te włochate i jedynie gdy pojawiają się nagle na mojej nodze.
- To może inaczej. Co byś zdobiła gdyby ktoś próbował cię zabić? - popatrzyła na niego jak na kogoś kto postradał zmysły.
- Zabić? Mnie? Dla czego?
- Bo jesteś na wojnie.
- Jakiej wojnie? Kto z kim walczy? I o co jeśli można wiedzieć?
- Nie wiem.
- To po co mam coś robić?
- Bo cię zabiją! - warknął
- Kto taki?
- Ludzie - wycedził przez zaciśnięte zęby. - wyobraź sobie że biegnie. a ciebie kilka osób, powiedzmy że rycerz z zardzewiałym mieczem, topornik w rozmiarze szafy trzy drzwiowej i łucznik. Łucznik ma słabą broń i jest blisko. pozostali dwaj biegną i są nieco dalej.
- Czyli muszę trafić w każdego?
- Nie trafić, tylko zabić. Tak teoretycznie.  Może inaczej... Wyobraź ich sobie. Trzy wielkoludy biegnące a twoją stronę, jest środek bitwy. Trójka którą widzisz jest straszna, zabijają wszystko co się rusza. - Lea patrzyła bez większego zainteresowania. Jason pomyślał że musi ją czymś przestraszyć. Nie mówiła tego ale znał kogoś o kogo się bała - przed chwilą mało nie zabili Diny.
Oczy dziewczyny zwęziły się nienaturalnie. Jason nie musiał nic więcej mówić. Lea wypuściła dwie strzały bez wahania. Przed trzecią zrobiła minimalną przerwę i bezbłędnie trafiła do celu.
- Widzisz? Wreszcie zrozumiałaś. Przepraszam że wspomniałem o Dinie ale...
- Nie ma problemu, wiem o co chodzi. Muszę strzelać dla czegoś konkretnego, nie tylko dla sportu.
- Dobra motywacja zawsze działa.
Przez następne trzy godziny Jason zmieniał układ tarcz tak, żeby Lea za każdym razem musiała się bardziej starać.

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział I

- Lee, idź do sklepu - krzyknął Alex, tak jakby do schodów - mama kazała ci kupić kilka rzeczy.
- Mi? - zapytała cicho zza jego pleców. Jak zwykle drgnął - powtórzyłbyś może co dokładnie powiedziała?
- No... powiedziała ze trzeba zrobić zakupy.
- O, właśnie. Więc teraz pan Alex pójdzie do sklepu, a Lea pobiegnie na autobus który zaraz jej ucieknie. Nie wiem czy do ciebie dociera, ale jest środa, a środa oznacza zajęcia łucznicze.
- Zajęcia... Ile ty ich masz? Kiedy ty w ogóle odpoczywasz?
- W niedzielę.
- Po co ci to wszystko?
- Bo nie chcę siedzieć cały dzień przed komputerem Alex. - szybko zrozumiał przytyk. Zapadła dłuższa cisza. Dziewczyna zmierzyła brata wzrokiem, po czym schyliła się i podniosła swoją torbę.
- Ja znikam. Ty jak chcesz stój sobie tu dalej albo albo idź do sklepu. W każdym razie znajdź sobie jakieś zajęcie - odwróciła się i wyszła.
Mieszkała w dużym domu w jednej z najbogatszych dzielnic miasta. Jej ojciec był wybitnym naukowcem a matka prowadziła kancelarię prawniczą. Lea i Alex mieli wielkie możliwości. Mogli zapisywać się na wszelkie zajęcia dodatkowe jakie sobie wymyślili nie zważając na koszty. Lea nie lubiła marnować czasu. Od kiedy tylko pamiętała uczyła się różnych, mniej lub bardziej przydatnych rzeczy na zajęciach. Jako mała dziewczynka uczyła się baletu, ale stwierdziła że nie należy do delikatnych księżniczek, więc przestała, później zaczęła chodzić do szkółki aktorskiej, ale po czterech latach została zamknięta. Podczas wakacji uczestniczyła w różnych kursach, od wspinaczki skalnej, przez pierwszą pomoc skończywszy na florystyce i manicurze. Od kilku lat właściwie nie zmieniała już regularnych zajęć. Poniedziałki i czwartki spędzała w stadninie na jazdach konnych, we wtorki i w piątki trenowała Taekwondo, środy poświęcała na zajęcia łucznicze natomiast soboty upływały jej w miłej atmosferze jaka panowała na sali wspinaczkowej. W przeciwieństwie do niej Alex potrafił spędzać całe dnie przed ekranem swojego komputera, co często prowadziło do kłótni między nimi. Chłopak nie robił nic szczególnie złego, po prostu marnował popołudnia czego Lea nienawidziła.
Doszła do przystanku właściwie w tym samym momencie, w którym przyjechał autobus. Nie był zatłoczony, ale i tak trudno było się w nim swobodnie poruszać. Stanęła przy drzwiach - miała przejechać tylko kilka przystanków, które bez problemu pokonywała na piechotę, chyba że było aż tak późno. Słuchała. Ostatnio trochę zamknęła się w sobie. Jej najlepsza przyjaciółka Dina była w śpiączce - spadła z konia gdy Lei wreszcie udało się namówić ją na przejażdżkę. Obwiniała o to siebię - dobrze wiedziała że dziewczyna nie do końca ufała tym zwierzętom. Lea wmawiała sobie że to wszystko przez to, że nie dopilnowała klaczy, na której jechała przyjaciółka. Prawda była inna - jakiś chłopak wbiegł przed Dinę i Bercy. Przestraszona zaczęła uciekać w którąkolwiek stronę, nie zwracając uwagi na jeźdźca. Dziewczyna nie siedziała w siodle zbyt pewnie, więc gdy klacz po raz kolejny wierzgnęła w stronę wyimaginowanego zagrożenia, ta spadła i uderzyła głową w kamień. Było to kilka miesięcy wcześniej, ale i tak Lea nadal to roztrząsała. Na dodatek krótko po wypadku rzucił ją chłopak tłumacząc jej "kiedyś byłaś inna". Ogólnie była bardzo lubiana, ale ostatni czas przewrócił jej świat o 180° . Przestała spotykać się z ludźmi, zatraciła się w zajęciach dodatkowych, przez co nie miała czasu na rozmyślanie i wspominanie.
Człowiek stojący obok niej rozglądał się niespokojnie - pewnie nie ma biletu - pomyślała i zaczęła przyglądać się swoim butom z udawanym zainteresowaniem.
Autobus zatrzymał się na kolejnym przystanku. Część ludzi wysiadła, kilka osób weszło do środka. Bez większego zainteresowania przeleciała wzrokiem po kilku nowych twarzach. Nagle poczuła dziwny ucisk w żołądku i zrobiło jej się nienormalnie gorąco. Kilka kroków przed nią stał On. Nie widziała Lawela od dłuższego czasu. Nie chciała go widzieć. A teraz nagle pojawia się przed nią jakby znikąd.
- Cześć, jak się trzymasz?
- Normalnie - wysyczała przez zaciśnięte zęby - czego chcesz?
- Przeprosić, pogadać - powiedział lekko zmieszany.
Nie odpowiedziała. Zapadła nieprzyjemna cisza.
- Gdzie jedziesz? - zapytał po dłuższej chwili.
- Pewnie nie pamiętasz, że chodzę na zajęcia dodatkowe. Strzelam. biję, kopię... - przydałbyś mi się na treningach - pomyślała.
- A znajdziesz może chwilkę jak już skończysz? Chciałbym pogadać - Lea zagotowała się całkowicie. Pogadać? Niby o czym?
- Wiesz, możesz iść ze mną na zajęcia łucznicze - odpowiedział spokojnym tonem. Jej wzrok jednak nie wyrażał pozytywnych uczuć. - chętnie użyję cię jako tarczy. - dodała, przez co zgasł błysk w oku chłopaka.
- Przepraszam cię, popełniłem błąd, nie powinienem...
- O, właśnie. Wielu rzeczy nie powinieneś.
- Byłem głupi..
- Znowu błąd. Ty nadal jesteś głupi.
Lea odwróciła się i nacisnęła przycisk otwierający drzwi. Wyszła na przystanek i ruszyła swoim szybkim marszowym tempem w stronę budynku klubu.
- Zaczekaj! - krzyknął za nią
- Nie zamierzam. Zaraz się spóźnię.
- To zwolnij chociaż trochę. - sapnął próbując dotrzymać jej kroku. - Dla czego nie chcesz pogadać?
- A dla czego ty chcesz? - odwróciła się jak opażona - zrozum, rzuciłeś mnie dla Jenny a teraz co? Wydaje ci się że jak przyjdziesz, przeprosisz, opowiesz mi jak bardzo ci ma mnie zależy, to wszystko będzie jak dawniej? Otóż mylisz się, nie będzie jak dawniej. A teraz wybacz, ale się spieszę. - powiedziała i odwróciła się do niego plecami.
- Lee...
- Jeżeli bardzo czegoś chcesz to pogadamy w szkolę, jeśli ci starczy odwagi, teraz sorry ale nie mam na to czasu.
Lawel stał na środku chodnika i patrzył na oddalają ą się postać...
- Już jestem Jason - powiedziała wchodząc do pokoju trenera - wybacz spóźnienie ale...
- Ledwo minuta... idź się przebrać i zaraz idziemy.
Wzięła kluczyk ze stołu i poszła do szatni. Odłożyła torbę na ławkę zdjęła koszulkę i zaczęła szukać zmiennej bluzki w torbie. Usłyszała coś za sobą i odruchowo odwróciła się w tamtą stronę. Błąd - tuż przed nią stał nie kto inny jak Lawel...
- Spadaj! - warknęła i założyła bluzkę.
- Lea proszę cię, na prawdę musimy pogadać.
- Nie wiem czy wiesz ale wybrałeś kiepskie miejsce na rozmowę. Zjeżdżaj stąd. Nie cucę mieć z tobą nic wspólnego.
- Jenny mnie olała, widziałem ją ostatnio z Rickiem. 
- I dla tego do mnie przyszedłeś? Bo Jeeeenny dała ci popisowego kosza?
- Nie. Zrozumiałem swój błąd i przyszedłem przeprosić. Teraz wiem co czujesz.
- Nic nie wiesz! Nie zamierzam być nagrodą pocieszenia. Zostawiłeś mnie w najgorszym momencie. Powiedz mi, czy może James miał wypadek?
- Nie... Nie miał.
- A Dina owszem - krzyknęła drżącym głosem - od miesięcy leży w szpitalu w śpiączce, nie odzywa się. Właściwie jej już nie ma! Nie mów że wiesz co czuję, bo to nie jest prawda!
- Lee... - zamruczał cicho podchodząc do niej i mocno ją przytulając. Chciała się odsunąć ale nie miała jak - tuż za plecami miała ścianę.
- Uważaj... - powiedziała cicho.
- Nie żartuj - szepnął jej do ucha.
Ich twarze dzieliło kilka centymetrów. Pocałował ją, ale nie tak jak dawniej. Kiedyś można było powiedzieć, że chciał mieć wszystkie dziewczyny na własność. Myślał że każda na którą spojrzy pójdzie z nim wszędzie i zrobi co tylko jej powie. Teraz był jakby spokojniejszy. Całował delikatniej. Pomyślała że może na prawdę się zmienił. Przylgnęła do niego. Brakował jej Lawela, ale bała się że znów ją zostawi. Jego ręka przesuwała się coraz niżej po jej plecach. W pewnym momencie poczuła ją za nisko. Dotarło do niej że się pomyliła. Lawel był cały czas taki sam. Odepchnęła go od siebie tak mocno że prawie się przewrócił. Znalazł się dokładnie pomiędzy nią a drzwiami.
- Ej!...
- Mówiłam ci, że masz uważać.
- Nic ci nie zrobiłem. Weź nie przesadzaj. - podszedł o krok. Lea stanęła w dobrze znanym z treningów rozkroku. Czuła się tak trochę pewniej...
- Lepiej tam stój. - wysyczała
- A co mi niby zrobisz? - nie zdarzając na ostrzeżenie podszedł bliżej. Lea uderzyła go pięścią prosto w nos, a zanim chłopak zdążył pomyśleć, dziewczyna wykonała szybki obrót i Lawel dostał mocnego kopniaka. Siłę z jaką dziewczyna wykopała go za drzwi poczuł dwukrotnie - po raz pierwszy, gdy jej stopa uderzyła go w pierś i ponownie gdy zderzył się ze ścianą.
- Jesteś głupszy niż myślałam - powiedziała i z hukiem zamknęła drzwi.

piątek, 6 grudnia 2013

Prolog

Byłam łuczniczką. Strzelałam dla sportu. Zawsze jednak zastanawiało mnie jak by to było strzelać z prawdziwego łuku, bez celownika, zdana tylko na własne umiejętności... Jak dawniej...