piątek, 20 grudnia 2013

Wesołych Świąt! <3

To tak z okazji świąt lekkie przeniesienie w akcji

Lea powiesiła na gałązce ostatnie ciastko po czym wstała żeby obejżeć swoje dzieło. Choinka była piękna - na najwyższych gałązkach plonęły maleńkie świeczuszki, a na niższych wisiały ciastka i inne łakocie. Pierwszy raz obchodziła święta w ten sposób - z dala od domu, rodziny i znajomych, ozdabiając choinkę i dobrze się bawiąc. Zazwyczaj po prostu przychodziła na uroczystą kolację którą rodzice zamawiali w eleganckiej restauracji. Od jakiegoś czasu próbowała ich namówić do przygotowywyania ciast i posiłków samodzielnie, ale zawzze mieli za mało czasu i plany spełzały na niczym.
O świcie Kevin przyniósł świerzo ścięte drzewko a ona wraz z Jedem, Brenną i Lucy zanęła się jej ozdabianiem. Większość dna spędziła jednak w kuchni. Dzieci zaczęły się po jakimś czasie nudzić, więc podbiegały do lady, brały troszkę mąki, składały rączki i robiłu jedno wielkie puff, przez co biały proszek lądował na włosach i ubraniu Lei. Po jakimś czasie pani domu straciła już cierpliwość i skarciła całą trójkę wzrokiem. Dobrze wiedzieli, że mama żatruje, ale i tak uciekali w popłochu przed kobietą z wałkiem.
Gdy nastał wieczór i wszystko było już przygotowane, domownicy szybko przebrali się w ładniejsze ubrania i usiedli do stołu. Części potraw Lea nigdy wcześniej nie widziała, inne były nowe dla rodziny Jeffreya, jednak wszystkim bardzo smakowała, przygotowana wspólnymi siłami kolacja. Później zaczęli śpiewać kolendopodobne piosenki. Dziewczyna nie znała tekstu, więc słuchała z zainteresowaniem.
- Nigdy wcześniej nie słyszałam tych piosenek.
- Tutaj każdy zna je od dzieciństwa.
- U mnie w domu śpiewaliśmy inne.
Pomyślała że "inne" mało im powie, więc zaśpiewała "cichą noc". Dzieci słuchały z otwartymi buziam. Cisza jaka zapadła lekko speszyła dziewczynę, a niespodziewane pojawienie się Kevina jeszcze pogorszyło sprawę. Dokończyła dzielnie ostatnią zwrotkę, ale i tak była cała czerwona.
- Ślicznie śpiewasz - powiedział chłopak
- Nie przesadzaj!
- Nie przesadzam - uśmiechnął się szeroko - mam coś dla ciebie - powiedział po czym podał jej dziwnie dużą paczkę.
- Ale ja nic...
- Cieszę się że jesteś, więcej niczego nie potrzebuję.
- Dziękuję Kevin. - powiedziała i mocno przytuliła chłopaka razem z pakunkiem.
- Nie otworzysz?
Lea uśmiechnęła się szeroko i przyjżała się czemuś co miała właśnie otworzyć. Paczka była obwiązana zwykłym sznurkiem wokół szarego materiału. Była miękka. Rozwiązała supeł i jej oczom ukazał się błękitny materiał.
- Kevin... - mruknęła
- Przymierz. Jak będzie źle, to krawiec poprawi.
Wytrzeszczyla oczy - trzymała byćmoże jeden z największych wydatków tego chłopaka. Jakiś czas temu Kevin stwierdził że dziwnie wygląda w zimie w bluzie, ale nie sądziła, że dostanie od niego ciepły płaszcz.
- Ale ja nie...
- Załóż go wreszcie!
Zażuciła płaszcz na plecy - leżał idealnie. Sięgał jej nieco powyżej kolan. Wewnętrzna strona pokryta była jakimś cieplejszym, miękkim materiałem. Po zewnętrznej stronie zdibiły go delikatne wzorki i kilka dużych złotawych guzików.
- Kevin nie mogę. To jest za dużo.
- Wcale nie jest. Nikt nie dał nam tyle co ty w ciągu kilku miesięcy. Od bardzo dawna nie mieliśmy takich świąt. Dzięki tobie wszyscy mamy pełniejsze stoły, piękniejsze i pyszniejsze ozdoby na choinkach, w tym roku każdy może powiedzieć, że bardzo dużo pieniędzy ma na zapas.
- To prezent właściwie od nas wszystkich - powiedział wreszcie Jeffray - ale to pomysł Kevina. Wszyscy chcieliśmy podziękować za tegoroczną pomoc, zwłaszcza za ten pomysł ze sklepem z ciastami. Bez ciebie by tego nie było.
- To ja powinnam wam dziękować. Zajmujecie się mną mimo, że wcale nie musicie, nikt wam nie kazał, do niczego nie zmuszał. Gdyby ne Jeffray, a później Kevin nie byłoby mnie wśród żywych.
- Ale jesteś i bardzo się z tego cieszę - powiedział chłopak i mocno ją przytulił.
Te święta są wyjątkowo piękne - pomyślała...

I Wam też życzę takich świąt - w pięknej atmosferze, z ogromną choinką, niestety nie białych, ale najpiękniejszych ze wszystkich jakie przeżyliście. Cudownych prezentów, radości i spełnienia marzeń.

Lee <3

środa, 11 grudnia 2013

Rozdział II

- Jas, kiedy idziemy? - spytała z trudem się opanowując.
- Już... Matko moja! Co się stało? - zapytał gdy zobaczył wyraz jej twarzy.
- Lawel się stał.
Trener zrobił niezdecydowaną minę. Znał Lawela, a nawet go lubił, ale wiedział jak potraktował Leę.
- Nic więcej się nie stało oprócz tego że go skopałam. Chociaż może to był błąd...może lepiej byłoby przywiązać go do słupa i strzelać... - zamyśliła się.
Jason  nie był pewien co powinien powiedzieć. Wiedział że zdenerwowana Lea jest zdolna do wielu nie odpowiedzialnych rzeczy.
- Dobra - powiedział po chwili. - zakładaj ochraniacz, bierz łuk i idziemy.
Dziewczyna weszła do składu. Sięgnęła na najwyższą półkę. Od zawsze chowała tam ulubiony łuk, zaznaczony specjalnie granatową tasiemką. Po pierwszych wygranych zawodach dostała jeszcze kołczan i starzały z błękitno-srebrnymi lotkami. Wyszli na dziedziniec, ale ku zdziwieniu Lei poszli w stronę innego, niższego budynku, zamiast na strzelnicę polową. Zwykle ćwiczyła tam gdy padał deszcz, ale tym razem świecił piękne słońce, a wiatru właściwie nie było.
Weszli do niskiego, ale szerokiego na wszystkie strony, pomieszczenia. Dziewczyna miała już za sobą strzelanie do jednej tarczy - teraz trener zmuszał ją do ćwiczenia na trzech, każdej w innej odległości.
- Jaki dystans dzisiaj? - zapytała
- 45, 60, 30 - opowiedział Jason
- Czemu w budynku? Jest idealna pogoda.
- Dopiero zaczynasz strzelać do trójki z której wszystkie tarcze są od siebie oddalone aż tak bardzo. Musisz poćwiczyć, a szczerze mówiąc wolałbym żebyś nie trafiła np. w mój samochód.
- Wiem że go lubisz. Nie śmiałabym go nawet drasnąć. - powiedziała niewinnie.
- Dobra, dobra - mruknął - nie gadaj, tylko strzelaj.
Dziewczyna wycelowała i puściła strzałę, kolejną i jeszcze następną. Powtórzyła serię jeszcze 2 razy, co turę zmieniając kolory lotek przy strzałach,  z którymi kosz stał obok niej.
Jason podszedł do tarcz, po czym zawołał do siebie dziewczynę.
- Od której strony zaczęłaś?
- Od lewej. 45 prawda?
- Prawda.Zobacz, tutaj wszystkie trzy strzały trafiły prawie w to samo miejsce. Z 60 też nie jest najgorzej, ale 30? Przecież to krótki dystans. Co się dzieje?
- Nie wiem - opowiedziała spuszczając głowę.
- Lea skup się. - powiedział spokojnym, delikatnym tonem, ściskając ją jednak mocno za ramię. - Powiedz mi o czym myślisz gdy strzelasz?
- O różnych miłych rzeczach. O wakacjach, o miękkiej poduszce...
- Błąd. Jak o tym myślisz, zatracasz się w marzeniach. Czego się boisz?
- Jednorożców. Są takie wesołe... - zaśmiała się, ale wzrok Jasona mówił, że nie czas na żarty.
- Może jednak jest coś jeszcze oprócz przerażających, uśmiechniętych kucyków?
- Chyba tylko pająki, ale wyłączne te włochate i jedynie gdy pojawiają się nagle na mojej nodze.
- To może inaczej. Co byś zdobiła gdyby ktoś próbował cię zabić? - popatrzyła na niego jak na kogoś kto postradał zmysły.
- Zabić? Mnie? Dla czego?
- Bo jesteś na wojnie.
- Jakiej wojnie? Kto z kim walczy? I o co jeśli można wiedzieć?
- Nie wiem.
- To po co mam coś robić?
- Bo cię zabiją! - warknął
- Kto taki?
- Ludzie - wycedził przez zaciśnięte zęby. - wyobraź sobie że biegnie. a ciebie kilka osób, powiedzmy że rycerz z zardzewiałym mieczem, topornik w rozmiarze szafy trzy drzwiowej i łucznik. Łucznik ma słabą broń i jest blisko. pozostali dwaj biegną i są nieco dalej.
- Czyli muszę trafić w każdego?
- Nie trafić, tylko zabić. Tak teoretycznie.  Może inaczej... Wyobraź ich sobie. Trzy wielkoludy biegnące a twoją stronę, jest środek bitwy. Trójka którą widzisz jest straszna, zabijają wszystko co się rusza. - Lea patrzyła bez większego zainteresowania. Jason pomyślał że musi ją czymś przestraszyć. Nie mówiła tego ale znał kogoś o kogo się bała - przed chwilą mało nie zabili Diny.
Oczy dziewczyny zwęziły się nienaturalnie. Jason nie musiał nic więcej mówić. Lea wypuściła dwie strzały bez wahania. Przed trzecią zrobiła minimalną przerwę i bezbłędnie trafiła do celu.
- Widzisz? Wreszcie zrozumiałaś. Przepraszam że wspomniałem o Dinie ale...
- Nie ma problemu, wiem o co chodzi. Muszę strzelać dla czegoś konkretnego, nie tylko dla sportu.
- Dobra motywacja zawsze działa.
Przez następne trzy godziny Jason zmieniał układ tarcz tak, żeby Lea za każdym razem musiała się bardziej starać.

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział I

- Lee, idź do sklepu - krzyknął Alex, tak jakby do schodów - mama kazała ci kupić kilka rzeczy.
- Mi? - zapytała cicho zza jego pleców. Jak zwykle drgnął - powtórzyłbyś może co dokładnie powiedziała?
- No... powiedziała ze trzeba zrobić zakupy.
- O, właśnie. Więc teraz pan Alex pójdzie do sklepu, a Lea pobiegnie na autobus który zaraz jej ucieknie. Nie wiem czy do ciebie dociera, ale jest środa, a środa oznacza zajęcia łucznicze.
- Zajęcia... Ile ty ich masz? Kiedy ty w ogóle odpoczywasz?
- W niedzielę.
- Po co ci to wszystko?
- Bo nie chcę siedzieć cały dzień przed komputerem Alex. - szybko zrozumiał przytyk. Zapadła dłuższa cisza. Dziewczyna zmierzyła brata wzrokiem, po czym schyliła się i podniosła swoją torbę.
- Ja znikam. Ty jak chcesz stój sobie tu dalej albo albo idź do sklepu. W każdym razie znajdź sobie jakieś zajęcie - odwróciła się i wyszła.
Mieszkała w dużym domu w jednej z najbogatszych dzielnic miasta. Jej ojciec był wybitnym naukowcem a matka prowadziła kancelarię prawniczą. Lea i Alex mieli wielkie możliwości. Mogli zapisywać się na wszelkie zajęcia dodatkowe jakie sobie wymyślili nie zważając na koszty. Lea nie lubiła marnować czasu. Od kiedy tylko pamiętała uczyła się różnych, mniej lub bardziej przydatnych rzeczy na zajęciach. Jako mała dziewczynka uczyła się baletu, ale stwierdziła że nie należy do delikatnych księżniczek, więc przestała, później zaczęła chodzić do szkółki aktorskiej, ale po czterech latach została zamknięta. Podczas wakacji uczestniczyła w różnych kursach, od wspinaczki skalnej, przez pierwszą pomoc skończywszy na florystyce i manicurze. Od kilku lat właściwie nie zmieniała już regularnych zajęć. Poniedziałki i czwartki spędzała w stadninie na jazdach konnych, we wtorki i w piątki trenowała Taekwondo, środy poświęcała na zajęcia łucznicze natomiast soboty upływały jej w miłej atmosferze jaka panowała na sali wspinaczkowej. W przeciwieństwie do niej Alex potrafił spędzać całe dnie przed ekranem swojego komputera, co często prowadziło do kłótni między nimi. Chłopak nie robił nic szczególnie złego, po prostu marnował popołudnia czego Lea nienawidziła.
Doszła do przystanku właściwie w tym samym momencie, w którym przyjechał autobus. Nie był zatłoczony, ale i tak trudno było się w nim swobodnie poruszać. Stanęła przy drzwiach - miała przejechać tylko kilka przystanków, które bez problemu pokonywała na piechotę, chyba że było aż tak późno. Słuchała. Ostatnio trochę zamknęła się w sobie. Jej najlepsza przyjaciółka Dina była w śpiączce - spadła z konia gdy Lei wreszcie udało się namówić ją na przejażdżkę. Obwiniała o to siebię - dobrze wiedziała że dziewczyna nie do końca ufała tym zwierzętom. Lea wmawiała sobie że to wszystko przez to, że nie dopilnowała klaczy, na której jechała przyjaciółka. Prawda była inna - jakiś chłopak wbiegł przed Dinę i Bercy. Przestraszona zaczęła uciekać w którąkolwiek stronę, nie zwracając uwagi na jeźdźca. Dziewczyna nie siedziała w siodle zbyt pewnie, więc gdy klacz po raz kolejny wierzgnęła w stronę wyimaginowanego zagrożenia, ta spadła i uderzyła głową w kamień. Było to kilka miesięcy wcześniej, ale i tak Lea nadal to roztrząsała. Na dodatek krótko po wypadku rzucił ją chłopak tłumacząc jej "kiedyś byłaś inna". Ogólnie była bardzo lubiana, ale ostatni czas przewrócił jej świat o 180° . Przestała spotykać się z ludźmi, zatraciła się w zajęciach dodatkowych, przez co nie miała czasu na rozmyślanie i wspominanie.
Człowiek stojący obok niej rozglądał się niespokojnie - pewnie nie ma biletu - pomyślała i zaczęła przyglądać się swoim butom z udawanym zainteresowaniem.
Autobus zatrzymał się na kolejnym przystanku. Część ludzi wysiadła, kilka osób weszło do środka. Bez większego zainteresowania przeleciała wzrokiem po kilku nowych twarzach. Nagle poczuła dziwny ucisk w żołądku i zrobiło jej się nienormalnie gorąco. Kilka kroków przed nią stał On. Nie widziała Lawela od dłuższego czasu. Nie chciała go widzieć. A teraz nagle pojawia się przed nią jakby znikąd.
- Cześć, jak się trzymasz?
- Normalnie - wysyczała przez zaciśnięte zęby - czego chcesz?
- Przeprosić, pogadać - powiedział lekko zmieszany.
Nie odpowiedziała. Zapadła nieprzyjemna cisza.
- Gdzie jedziesz? - zapytał po dłuższej chwili.
- Pewnie nie pamiętasz, że chodzę na zajęcia dodatkowe. Strzelam. biję, kopię... - przydałbyś mi się na treningach - pomyślała.
- A znajdziesz może chwilkę jak już skończysz? Chciałbym pogadać - Lea zagotowała się całkowicie. Pogadać? Niby o czym?
- Wiesz, możesz iść ze mną na zajęcia łucznicze - odpowiedział spokojnym tonem. Jej wzrok jednak nie wyrażał pozytywnych uczuć. - chętnie użyję cię jako tarczy. - dodała, przez co zgasł błysk w oku chłopaka.
- Przepraszam cię, popełniłem błąd, nie powinienem...
- O, właśnie. Wielu rzeczy nie powinieneś.
- Byłem głupi..
- Znowu błąd. Ty nadal jesteś głupi.
Lea odwróciła się i nacisnęła przycisk otwierający drzwi. Wyszła na przystanek i ruszyła swoim szybkim marszowym tempem w stronę budynku klubu.
- Zaczekaj! - krzyknął za nią
- Nie zamierzam. Zaraz się spóźnię.
- To zwolnij chociaż trochę. - sapnął próbując dotrzymać jej kroku. - Dla czego nie chcesz pogadać?
- A dla czego ty chcesz? - odwróciła się jak opażona - zrozum, rzuciłeś mnie dla Jenny a teraz co? Wydaje ci się że jak przyjdziesz, przeprosisz, opowiesz mi jak bardzo ci ma mnie zależy, to wszystko będzie jak dawniej? Otóż mylisz się, nie będzie jak dawniej. A teraz wybacz, ale się spieszę. - powiedziała i odwróciła się do niego plecami.
- Lee...
- Jeżeli bardzo czegoś chcesz to pogadamy w szkolę, jeśli ci starczy odwagi, teraz sorry ale nie mam na to czasu.
Lawel stał na środku chodnika i patrzył na oddalają ą się postać...
- Już jestem Jason - powiedziała wchodząc do pokoju trenera - wybacz spóźnienie ale...
- Ledwo minuta... idź się przebrać i zaraz idziemy.
Wzięła kluczyk ze stołu i poszła do szatni. Odłożyła torbę na ławkę zdjęła koszulkę i zaczęła szukać zmiennej bluzki w torbie. Usłyszała coś za sobą i odruchowo odwróciła się w tamtą stronę. Błąd - tuż przed nią stał nie kto inny jak Lawel...
- Spadaj! - warknęła i założyła bluzkę.
- Lea proszę cię, na prawdę musimy pogadać.
- Nie wiem czy wiesz ale wybrałeś kiepskie miejsce na rozmowę. Zjeżdżaj stąd. Nie cucę mieć z tobą nic wspólnego.
- Jenny mnie olała, widziałem ją ostatnio z Rickiem. 
- I dla tego do mnie przyszedłeś? Bo Jeeeenny dała ci popisowego kosza?
- Nie. Zrozumiałem swój błąd i przyszedłem przeprosić. Teraz wiem co czujesz.
- Nic nie wiesz! Nie zamierzam być nagrodą pocieszenia. Zostawiłeś mnie w najgorszym momencie. Powiedz mi, czy może James miał wypadek?
- Nie... Nie miał.
- A Dina owszem - krzyknęła drżącym głosem - od miesięcy leży w szpitalu w śpiączce, nie odzywa się. Właściwie jej już nie ma! Nie mów że wiesz co czuję, bo to nie jest prawda!
- Lee... - zamruczał cicho podchodząc do niej i mocno ją przytulając. Chciała się odsunąć ale nie miała jak - tuż za plecami miała ścianę.
- Uważaj... - powiedziała cicho.
- Nie żartuj - szepnął jej do ucha.
Ich twarze dzieliło kilka centymetrów. Pocałował ją, ale nie tak jak dawniej. Kiedyś można było powiedzieć, że chciał mieć wszystkie dziewczyny na własność. Myślał że każda na którą spojrzy pójdzie z nim wszędzie i zrobi co tylko jej powie. Teraz był jakby spokojniejszy. Całował delikatniej. Pomyślała że może na prawdę się zmienił. Przylgnęła do niego. Brakował jej Lawela, ale bała się że znów ją zostawi. Jego ręka przesuwała się coraz niżej po jej plecach. W pewnym momencie poczuła ją za nisko. Dotarło do niej że się pomyliła. Lawel był cały czas taki sam. Odepchnęła go od siebie tak mocno że prawie się przewrócił. Znalazł się dokładnie pomiędzy nią a drzwiami.
- Ej!...
- Mówiłam ci, że masz uważać.
- Nic ci nie zrobiłem. Weź nie przesadzaj. - podszedł o krok. Lea stanęła w dobrze znanym z treningów rozkroku. Czuła się tak trochę pewniej...
- Lepiej tam stój. - wysyczała
- A co mi niby zrobisz? - nie zdarzając na ostrzeżenie podszedł bliżej. Lea uderzyła go pięścią prosto w nos, a zanim chłopak zdążył pomyśleć, dziewczyna wykonała szybki obrót i Lawel dostał mocnego kopniaka. Siłę z jaką dziewczyna wykopała go za drzwi poczuł dwukrotnie - po raz pierwszy, gdy jej stopa uderzyła go w pierś i ponownie gdy zderzył się ze ścianą.
- Jesteś głupszy niż myślałam - powiedziała i z hukiem zamknęła drzwi.

piątek, 6 grudnia 2013

Prolog

Byłam łuczniczką. Strzelałam dla sportu. Zawsze jednak zastanawiało mnie jak by to było strzelać z prawdziwego łuku, bez celownika, zdana tylko na własne umiejętności... Jak dawniej...